wtorek, 15 lutego 2011

[303]. kuchnia.

dziś, w ramach odprężających zajęć na zimowisku, zabrałam się za gotowanie.
niestety po chwili płomień pod garnkami przygasł i musieliśmy jechać do sołtysa po butlę z gazem.

pani domu zarządziła, że zanim wrócimy z pełną butlą, przestawi moją pomidorową na kuchnię węglową.
wróciliśmy z wyprawy po butlę, a zupa się ugotowała.
zachwycające.
tak mi się to spodobało, że po zupie ugotowałam na kuchni węglowej sos do spaghetti.

jakie to jest przyjemne!
kuchnia mruczy i jest tak rozkosznie ciepła, kiwasz się nad nią z chochelką w dłoni, a ona grzeje swoim ciepłem całe ciało.
chcesz szybciej gotować - otwierasz drzwiczki, dorzucasz drewna, chcesz wolniej - przygasasz ogień, zestawiasz garnki z płyty.
no i ten pogrzebacz -  kawał groźnie zagiętego drutu.
fascynujące.
i takie analogowe.

***
pamiętam z dzieciństwa, że kuchnię na węgiel miała moja Babcia, Mama Babci B.
i kuchnia węglowa była też w domu mojej Niani, Genowefy.
obie nie pozwalały mi zbliżać się do niej.
już teraz wiem dlaczego - nie chodziło o lęk, że mogę się oparzyć.
one nie chciały dzielić się ze mną magią slow-foodowego gotowania!

15 komentarzy:

  1. moja babcia też miała taką kuchnię, zajmowała sporo miejsca i była zawsze przyjemnie ciepła, podobnie jak piec kaflowy w sypialni, godzinami przyglądałam się kafelkom :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam taką kuchnię u mojej Babci. Ciekawiła mnie ogromnie, bo był zapiecek, pojemnik do grzania wody, dochówka, i oddzielna komora do przechowywania ciepłych potraw, mnóstwo uchwytów, wieszaczków, fajerek, podstawek różnego przeznaczenia. Tajemnicza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na takiej kuchni piekło się placuszki, na blasze. Z ciasta makaronowego. Jak mama zrobiła i rozwałkowała ciasto, pokroiła na paski - to skrawki z boków przypadały nam, dzieciakom. Taki skrawek otrzepywało się z mąki i kładło na blachę pieca, i to się powolutku piekło, trzeba było obrócić, żeby się przypiekło z obu stron. A potem takie gorące zdejmowało się z pieca i wcinało, parząc sobie palce i buzię :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiałam jak zostawały ziemniaki z obiadu, mama kładła je na kuchni węglowej a one nabierały takiej chrupiącej skórki...mniam. A jak zimno mi było, to babcia zdejmowała krążek z kuchni, zawijała go w gazety i wkładała mi pod kołdrę.
    łza mi się w oku zakręciła...

    OdpowiedzUsuń
  5. o kurcze,
    niestety moja babcia byla superbizneswoman krainy goniacych Burkow. Pierwsza w miasteczku miala telewizor, potem kolorowy telewizor i pierwsza pozbyla sie kuchni weglowej. Buuuuu ukradziono mi dziecinstwo

    OdpowiedzUsuń
  6. a jak robisz ta pomidorowke i sos do spaghetti?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kuchnia węglowa ma swoją magię. Pamiętam wielka kuchnię u mojej babci, do której też nie mogłam się zbliżać (do kuchni, nie babci). Potem wynajmowałam przez jakiś czas mieszkanie, w którym była taka kuchnia i odkryłam, że na tym się zadziwiająco łatwo gotuje. Trzeba było tylko bardzo bardzo uważać, bo w czasie jak kuchnia stygła uwielbiały ją obsiadać koty. Pewna Hara sypiała na przykład w duchówce.

    OdpowiedzUsuń
  8. lotta7> pamiętam, że w przedszkolu mieli ogrzewanie piecami węglowymi.
    piece były obłożone pięknymi kaflami.
    uwielbiałam się im przyglądać podczas leżakowania.

    Bena40> ta magia tajemniczości jest urzekająca :)

    Anusia> trzeba taką kuchnię mieć w swoim domu, żeby swoim dzieciom piec ziemniaczki i swoje wnuczęta ogrzewać, gdy będzie im zimno...

    Aniaha> moja Babcia też jako pierwsza w miasteczku miała telewizor :)
    pomidorową robię z koncentratu pomidorowego, na włoszczyźnie i oliwie z oliwek, z listkiem laurowym, zielem angielskim, szczyptą soli i dużą łyżką cukru.
    do niej, obowiązkowo, drobne kluseczki - rzadziej - ryż.

    Daga> tu miejscowa kociczka lubi włazić do gorącej rury od kominka. w ten sposób przemieszcza się między piętrami chałupy. przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dwa lata mieszkalam w domu z kuchnia weglowa. Rzeczywiscie, grzeje fajnie, istotnie, koty zachwycone, kiedy juz stygnie i mozna sie na niej polozyc, ale noszenie wegla, rabanie drzewa i rozpalanie ognia w temperaturze po nocy plus dwa stopnie nie jest fajne.
    Mart

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja nadal mam kuchnię, oddziedziczyłam dom po ukochanej cioci i tak bardzo upierałam sie przy pozostawieniu prawdziwej kuchni , że mąż poległ.
    i w zimie cały czas funkcjonuje:)
    Lussi

    OdpowiedzUsuń
  11. W "starym domu" kuchnia była w kuchnia, później przeprowadziła sie z nami do tego, który znasz, ale nie długo stała i grzała. W kolejce wystali gazową wzięli i zamienili. Teraz jak będziesz miała ochotę pogrzebać pogrzebaczem to zapraszam. Kuchnia stoi sobie w piwnicy, zadbana, w kafelkach na biało, na chodzie a za chwil parę nawet znów będzie podłączona do komina, bo moja mama ma taki pomysł : ) …….. bo nie ma lepszej na świecie. / Kasia

    OdpowiedzUsuń
  12. właśnie wróciłam z zimowiska. dom naszych górali jest nowy, ale w kuchni obowiązkowo piec. bo na takim można zostawić zupę i będzie do wieczora ciepła.
    więc budują nowe domy ze starymi piecami.

    OdpowiedzUsuń
  13. az mi sie milo i cieplo zrobilo

    OdpowiedzUsuń
  14. A wiesz, że gotowanie na ogniu, na kuchni węglowej czy opalanej drewnej jest bardzo zdrowe jedzenie pobiera wtedy dobra energie, a zupy maja zupełnie inny smak niż gotowane na gazie?pozdrawiam
    www.okiemjadwigi.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. W Anglii do dziś świetnie się mają piece kuchenne o nazwie AGA. Duże, metalowe i wiecznie gorące bo "chodzą" 24 h, na gaz! Smoki wawelskie, masę kasy ciągną ale jakie ciepełko od nich bije :) I plusy w stylu chcesz coś upiec to wrzucasz od razu, nie trzeba grzać piekarnika. Buduje się nowe domy a w nich AGI :)

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga